Kierunek lekarski, Warszawski Uniwersytet Medyczny (WUM) - opinia absolwenta studiów stacjonarnych
Jak wygląda nauka na pierwszym roku?
Pierwszy rok to gehenna, ale głównie ze względu na to, że już nie jest tak jak w liceum - tj. nie wystarczy raz w tygodniu pojawić się, machnąć sprawdziany/rozprawki/pracę domową. Na ogół na pierwszym roku medycyny następuje pierwsze w życiu zderzenie z faktem, że nagle już nie jest się bezwysiłkowo najlepszym. Jest masa zajęć kluczowych dla późniejszego toku nauki, niestety jest też masa marnujących czas i wysiłek błazenad, które tylko denerwują samą swoją obecnością, i to one męczą najbardziej. Obowiązkowe fakultety należą do tego typu właśnie cyrków. Czasu wolnego nadal jest bardzo dużo - nie pamiętam, żebym kiedyś tak solidnie imprezował, jak na pierwszym roku. W ogóle to nie nazwałbym tych studiów specjalnie wymagającymi wysiłkowo. Od 3 roku już pracowałem po zajęciach i nijak mi to nie kolidowało z nadążaniem za wymaganiami uczelni.
Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?
Poziom zajęć na ogół wysoki - spotkałem masę znakomitych wykładowców, oddanych nauczaniu i imponujących jako osoby, zarówno pod względem intelektu, jak i postawy moralnej. Kadra nauczająca jest naprawdę top-notch, cieszę się, że miałem zaszczyt uczyć się od takich jednostek. Zaopatrzenie biblioteki? Kiepskie. Wiecznie za mało egzemplarzy podręczników. Cóż, zawsze jest punkt ksero, więc nie jest to jakiś uciążliwy problem. Co do możliwości rozwoju i pracy - jako lekarz znajdziesz pracę wszędzie, więc chyba trudno o coś bardziej stabilnego. Jednak jeśli masz ambicje zarabiać więcej niż kasjer w Lidlu to od 4 roku warto już uczyć się niemieckiego, bo warunki pracy i płacy lekarza w Polsce są godne pożałowania, przeciętny hydraulik żyje na dużo lepszym poziomie. Jeśli jest się nastawionym na zostanie w PL to niemal każdy inny kierunek jest lepszym wyborem, z informatyką na czele.
Jaka atmosfera panuje na uczelni?
Nie będę kłamać - nie wiem, czy to wynikało z nieudolnego usiłowania zmiany cyklu 6-letniego na 5-letni kiedy pobierałem nauki, czy po prostu z nieogarnięcia uczelni - ale nie będę nikogo usprawiedliwiał: chaos był olbrzymi i nieznośny, przytłaczający. Wiecznie dezinformacja. Do samego dnia rozbójnika nie wiedziało się, czy się ma na nim być, bo nie przedstawiono nam wyników z poprzednich kolokwiów, toteż trzeba było wracać z ferii, na przykład z innego kraju, by sterczeć na korytarzu uczelni czekając na kolokwium, na którym, jak się okazuje, wcale nie musisz być, bo jednak starczyło punktów. Idziesz na inne kolokwium i przy wejściu z uśmiechem jesteś informowany, że hehe to jednak egzamin. To wszystko w momencie, gdy (w przeciwieństwie do tego, co powiedziano nam wcześniej, gdzie miał być brany pod uwagę jedynie ostatni rok), na staż podyplomowy liczyła się średnia ze wszystkich egzaminów. Tak było co i rusz. Już nawet nie jestem w stanie wyliczyć, ile było takich sytuacji. Na ostatnich latach już człowiek nawet nie reagował, nie krytykował, nie załamywał rąk, chociaż sprawy były tego godne - zmęczenie tym chaosem powodowało, że w pewnym momencie można się było z tych absurdów jedynie śmiać i machnąć ręką. Nic nie było wiadome i klarowne. Na niektóre zajęcia czekało się 1,5 h, bo asystent nie został poinformowany, że ma mieć z nami zajęcia. Ogromny tłok na zajęciach klinicznych - 8 osób na jednego pacjenta. Tłok zresztą panował wszędzie, na salach wykładowych zdarzała się konieczność spędzania wykładu siedząc na podłodze. Relacje między studentami? Raczej dobre, ale mam wrażenie, że to zależy od grupy. W większości współstudenci mają dobre wzajemne nastawienie i służą sobie pomocą. Nikt nas nie podpuszczał do wyścigu szczurów. Zdarzały się oczywiście jednostki, które smarowały donos za donosem i podanie o unieważnienie tego a tamtego egzaminu bo ktośtam zrobił tamto i siamto, ale podkreślam - jednostki. Atmosfera uczelni na szczęście nie sprzyjała gloryfikowaniu takich osobników. Asystenci bardziej istotnych przedmiotów, to , jak wspomniałem, zwykle naprawdę klasa ludzie, z którymi absolutnie można dojść do porozumienia. Im mniej istotny przedmiot, jednakże, tym bardziej osoby prowadzące były skłonne niepotrzebnie komplikować życie. Nie będę wchodził w szczegóły, ale z bardzo błahego powodu zagrożono nam trudnościami w zaliczeniu jednego z takich kwiatków. Niesmak pozostaje. To jednakże, zdaje się, stały trend na każdej uczelni. Na szczęście ogólna fajność kadry poważniejszych przedmiotów przyćmiewała takie okazjonalne nieprzyjemności.
Jak jest z mieszkaniem?
Mieszkania, z racji stolicy - zwykle horrendalnie drogie. Można jednak znaleźć 2 współlokatorów i podzielić się kosztami - a wtedy suma już niespecjalnie nadwyręża budżet. Nam wyszło po 450 zł na osobę. Szukając mieszkania zgadzajcie się wyłącznie na najem określony umową na piśmie i płatny przelewami. Znajomej zdarzyło się, że najmowała bez umowy, bo wynajmująca wydawała się być w porządku, pieniądze do łapki, aż pewnego dnia wynajmująca akurat miała gorszy humor i wskutek słownej utarczki o pralkę rzeczona znajoma została wyrzucona z tego mieszkania 2 dni przed pierwszą sesją. Szkoda nerwów. O akademiku się nie wypowiem, bo mieszkałem tam tylko przez 2 tygodnie.
Życie w mieście
Komunikacja miejska znakomita, i bardzo dobrze, bo zajęcia są tak nieprzemyślanie porozrzucane po całym mieście ( w zależności od wydziału), że nawet pędząc na złamanie karku niespóźnionym autobusem i tak było trudno nieraz wyrobić się na czas na zajęcia. Na szczęście spotykało się to zwykle ze zrozumieniem ze strony wykładowców. Wolny czas do spędzenia w klubach, na wystawach, w kinie, licznych restauracjach - co tu dużo mówić, Warszawa żyje całą dobę i nie da się tam nudzić.
Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki
Żałuję wyboru tej uczelni, a ściślej tego kierunku, ale to dlatego, że i tak zamierzam wyjechać i prawdopodobnie nie pracować w zawodzie, i wybierając jakąś uczelnię gdzie panuje mniejszy rozgardiasz i hektyczna dezorganizacja, oszczędziłbym sobie sporo nerwów. Polecam zrobić dokładny research na temat tego, co wg trendów ekonomii będzie się opłacało, i zająć się właśnie tym. Pasja to jedno, ale pasją nie posmarujesz kanapki ani nie zapłacisz za wyprawkę dzieciaka. Idąc na te studia nie znałem realiów finansowych po nich panujących, i się zawiodłem. Nie popełniajcie mojego błędu.