Kierunek lekarski, Pomorski Uniwersytet Medyczny (PUM) - opinia studenta V roku studiów stacjonarnych

2

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Jest to ogromny przeskok z liceum i myślę, że niejedna osoba przepłaci to załamaniem. Trzeba zapomnieć o podanych na tacy materiałach, o powtarzających coś dwa razy nauczycielach. Nie ma też mowy o przełożeniu wejściówki czy kolokwium (a na pewno nie jest to proste). Materiału jest dużo, jest trudny, bo większość anatomii czy histologii to masa zupełnie nowych pojęć, z którymi człowiek nigdy wcześniej się nie spotkał. Przedmiotów jest dużo, dlatego też sam czas spędzony na uczelni zajmuje sporo dnia, a potem dochodzi jeszcze nauka w domu. Plusem pierwszego roku (w porównaniu do lat kolejnych) jest to, że większość przedmiotów odbywa się w jednym miejscu i nie ma aż tak dużo jeżdżenia (koszmar 3 roku, kiedy trzeba było z dermatologii na farmakologię przejechać 20 km, a przerwa wynosiła godzinę). Pierwszy rok mocno hartuje człowieka, trzeba się nastawić na naukę intensywną, ale też przyzwyczajenie się do - często specyficznych - wymagań danego prowadzącego. Nie jest jednak tak, że potem jest już tylko lepiej - przejście pierwszego roku wcale nie gwarantuje tego, że na następnych latach się nie polegnie.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Wszystko zależy od osoby. Nie ma co liczyć, że uczelnia dać coś od siebie - wszystkie warsztaty czy konferencje raczej odbywają się w innych miastach, trzeba samemu szukać interesujących zagadnień. Kół naukowych jest sporo, ale ich funkcjonowanie zależy mocno o ludzi, którzy w nim są i ich opiekuna. Zdarza się, że istnieją one tylko na papierze, ale zazwyczaj prężnie się rozwijają, dając dużo możliwości pisania prac czy uczestniczenia w dyżurach na konkretnych oddziałach. Biblioteka to prawie że wyścig - kto pierwszy ten lepszy, bo podręczników zawsze jest za mało. Nie są one też najnowsze, co - szczególnie na wyższych, klinicznych latach, gdzie wiedza powinna być jak najbardziej aktualna - jest problematyczne. Poziom zajęć jest przeróżny i zależy głównie od prowadzącego.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Jeśli chodzi o atmosferę między studentami - jak to między ludźmi, bywa różnie, ale raczej jest pozytywnie. Trafienie do grupy fajnych ludzi gwarantuje, że będziecie się wymieniać notatkami, razem rozwiązywać pule czy zwyczajnie wspierać w gorszych chwilach. Osoby, które tylko patrzą jak tu podłożyć innym nogę należą raczej do rzadkości i nie są zbyt lubiane.
Jednak jeśli chodzi o atmosferę na zajęciach to sprawa ma się inaczej. Część asystentów to cudowni ludzie, którzy naprawdę chcą (i potrafią!) przekazać wiedzę, stają nieraz na głowie, byle wymyślić jakiś sposób na zapamiętanie wzoru związku czy też nazwy leku. Są katedry, które są bardzo prostudenckie, podchodzą do nas ze zrozumieniem, nie robią problemów z odrabianiem zajęć czy poprawami wejściówek. Muszę jednak przyznać, że zdarzają się (niestety częściej, niż to powinno w ogóle występować) również takie przedmioty, gdzie nie ma co liczyć na ludzkie podejście. Student czuje się tam śmieciem, zdarzają się asystenci, którzy zwyczajnie stosują mobbing (o czym władze uczelni wiedzą i na co pozwalają). Standardem na latach klinicznych jest notoryczne spóźnianie się prowadzących, podpieranie ścian, czucie się absolutnie niepotrzebnym. Jeśli marzy wam się, że będziecie brać udział w procesie terapeutycznym pacjenta - zapomnijcie. Zgłaszanie takich sytuacji nic nie daje, zarówno dziekanat jak i poszczególne kliniki nie reagują.

Jak jest z mieszkaniem?

Akademik znajduje się blisko jednego ze szpitali klinicznych, ale PUM ma wiele jednostek, dlatego - moim zdaniem - lepiej jest wynająć mieszkanie w centrum, które sprawi, że w każdą stronę będzie się dojeżdżać równie szybko.

Życie w mieście

Szczecin to miasto specyficzne. Nie tak żywy jak Wrocław czy Poznań, za to uważam, że jest idealny dla osób nieco spokojniejszych czy lubiących spacery. Dużo tu parków, terenów zielonych, dużo miejsc, gdzie można się poczuć jak na przedmieściach, choć wcale przedmieścia to nie są. Miasto jest potwornie rozległe, dlatego przygotujcie się na jeżdżenie. Do niektórych klinik ciężko dojechać (Police, Zdroje, Zdunowo), ale zazwyczaj zajęcia tam się odbywające należą do rzadkości, a główne ośrodki są naprawdę dobrze skomunikowane - zarówno ze sobą, jak i resztą miasta.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

PUM męczy. Po prostu męczy. Człowiek ma poczucie, że prowadzącym przeszkadza, że jest niepotrzebny. Trzeba niezwykle dużo samozaparcia, żeby w połowie studiów nie stracić w ogóle chęci i dalej się angażować w koła, prace naukowe, dodatkowe warsztaty czy wyjazdy na konferencje. Cokolwiek nie zrobicie - to będzie za mało. Kadra w większości niestety polega tylko i wyłącznie na prezentacjach, które czyta monotonnym głosem, nie dodając od siebie nic. Zajęcia praktyczne w większości nie są praktyczne - godziny ćwiczeń są obcinane na rzecz seminariów (na 5 godzin rozpisanych zajęć 1,5 godziny to ćwiczenia, reszta to właśnie seminarium), a do tego spędza się je czekając na asystentów, snując się po korytarzu lub po prostu siedząc w gabinecie lekarskim. Do tego panuje tu zwyczajny chaos informacyjny. Notorycznie jest tak, że asystenci nie wiedzą, że mają z wami zajęcia. Kliniki mają złe plany, złe godziny albo stare rozpiski. Wy najczęściej też nic nie wiecie, bo uczelnię przerasta podanie wam nazwiska prowadzącego, żebyście chociaż wiedzieli, kogo macie szukać. Oddając sprawiedliwość - są na tej uczelni ludzie wspaniali, którzy was natchną, przekażą swoją wiedzę i jeszcze zachęcą was do bycia lekarzem, ale są oni niestety w mniejszości. Niestety władze PUMu są skrajnie nieprzychylne studentom, interesują ich tylko tabelki i słupki w zestawieniach, nie mają też żadnej otwartości na dialog ze studentami, którzy naprawdę mogliby wskazać kilka problemów uczelni, które wspólnymi siłami da się poprawić. Przez większość czasu towarzyszy nam więc bezsilność - czujemy się źle i nic nie możemy z tym zrobić, bo jeśli się poskarżymy - cóż, myślę, że wyjdziemy na tym najgorzej.