Opinie o uczelniach

Stale poszerzana baza opinii o kierunkach studiów i uczelniach z całej Polski. Znajdziecie tu m.in. opinie z uczelni medycznych, technicznych i humanistycznych.
Baza zawiera subiektywne, anonimowe opinie. Jeżeli nie zgadzasz się z opinią na temat swojej uczelni - napisz własną.

Znalezionych opinii - 148

Kierunek lekarsko-dentystyczny, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia absolwenta studiów stacjonarnych

1

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Dramat, ja studiowałam kiedy jeszcze królem biofizyki był doc. Monkos, ustny egzamin, nieprzespane noce i do tego wszystkiego histologia - recytowanie co do słowa skryptu, który ma błąd na błędzie. Najgorsze w tym wszystkim jest miasto. Przezywasz szok przeprowadzając się do Zabrza, a jeśli masz szczęście to nie trafisz na patologicznych właścicieli wynajmowanego mieszkania. Brak czasu na cokolwiek, w drugim semestrze jest więcej czasu, ale brak możliwości wyjścia gdziekolwiek - w Zabrzu nie ma NIC.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Nie daje żadnych możliwości. Prowadzący nie chcą niczego uczyć. Metody są przestarzałe. Poziom zajęć jest dnem, szczególnie ortodoncja - przez trzy lata analizowanie rysów twarzy, zero informacji na temat aparatów.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Asystenci traktują Cię jak zło konieczne. Nikt się z Tobą nie liczy, wyścig szczurów to standard - ale w dużej mierze zależy do jakiej grupy trafisz. Z prowadzącymi nie ma tak dobrze, trafisz prawie na każdego w ciągu 5 lat. Ja przez całe studia spotkałam jednego prowadzącego na zajęciach klinicznych, który chciał nas czegoś nauczyć.

Jak jest z mieszkaniem?

Ceny mieszkań na poziomie dużego miasta, standard na poziomie starej piwnicy. Do tego nie do końca normalni właściciele, którzy w razie awarii w niczym nie pomogą, a czasem rozwiążą umowę z dnia na dzień. Sąsiedzi w zabrzanskich blokach tez potrafią pokazać klasę. Leżeć pijani na klatce, pozostawić mocz lub kal w windzie.

Życie w mieście

Zabrze to wymarłe miasto. Zajęcia są porozrzucane po całym Śląsku wiec chcąc Nie chcąc i tak trzeba zwiedzić tez Bytom czy Katowice. Albo nie masz czasu na nic albo nie masz sobie zrobić w wolnym czasie bo nie masZ dokąd wyjść. Po zmroku lepiej nie wychodzić, bo tam jest po prostu niebezpiecznie. Ludzie są wrogo nastawieni do studentów, a nie daj Boże jeśli mieszkasz koło dzielnicy cygańskiej, wtedy możesz tez liczyć na dawkę śliny z okna na dzień dobry.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

To były najgorsze 5 lat mojego życia. Nigdy w życiu nie życzyłabym nikomu studiowania w Zabrzu. Nie mówię ze kierunek jest zły, bo stomatologia jest fajna, ale studiowanie na zabrzanskim sumie zmienia w koszmar nawet wymarzony kierunek studiów. Żałuje wyboru w 100%. Jeśli masz wybór między innym miastem - NIE WYBIERAJ ZABRZA!!!!!!!!

Kierunek lekarski, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia studenta VI roku studiów stacjonarnych

1

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Pierwszy rok jest szokiem, jeśli chodzi o ilość materiału, który trzeba przyswoić. Prawda jest taka, że żaden normalny człowiek nie jest w stanie tego zrobić, więc pozostaje tylko liczyć na to, że wykładowca zapyta Cię akurat o to, co wiesz. To i tak może być złudne, bo większość wykładowców tylko czeka na Twoje potknięcie żeby Cię oblać i udowodnić swoją wyższość. Jeśli chodzi o wolny czas, to wszystko zależy od Ciebie. Są ludzie, którzy dzień i noc tylko się uczą, a są tacy co imprezują. Jak to przekłada się na oceny? Różnie, na ŚUMie wszystko jest loterią, zależy na kogo trafisz i jaki ta osoba ma aktualnie nastrój. Na egzaminach jest podobnie - zależy kto Cię pilnuje na sali, jak dobrze idzie Ci ściąganie lub strzelanie.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Zajęcia na 1-3 roku bardzo wymagające, odpytają Cię ze wszystkich najmniej istotnych szczegółów anatomicznych, histologicznych i molekularnych. Będziesz wkuwał wszystkie cytokiny, kaskady, enzymy. Po co? W sumie po nic, ale to ŚUM, nie warto pytać o cel. Wszyscy robią co trzeba, bo i tak nic się nie da zmienić. Na 4 roku nastąpi ogólne rozluźnienie, już nie trzeba uczyć się dzień i noc, są tylko takie tygodnie, że masz cięższy blok z wykładowcami - psychopatami, którzy budują swoją sławę i poczucie wyższości ilością uwalonych studentów. Wtedy możesz zacząć pracować, bo to zazwyczaj robią studenci 4 roku, masz też więcej czasu na życie towarzyskie. Większość czasu na zajęciach spędzisz podpierając ścianę i czekając na lekarza (możesz wtedy nadrobić zaległości towarzyskie w grupie, ale uważaj, żeby nie plotkować za głośno, bo zaraz przyjdzie wkurzona sekretarka oddziału, że jesteście za głośno). Lekarz-prowadzący zajęcia widząc tłum studentów na korytarzu wywróci oczami, skomentuje: "Ile was tu jest? Czemu was jest tyle w sekcji?", a potem zabierze Was z mniejszym lub większym entuzjazmem na jakieś ćwiczenia lub długą prelekcję w małej, dusznej sali. Czasem znajdzie się jakiś lekarz, który zobaczy w studencie człowieka, coś pokaże, wytłumaczy, ale jednak większość do takich nie należy. Tematy prelekcji czy wykładów są różne - niektóre bardziej, inne mniej przydatne. Ale koniec końców wszystkiego trzeba nauczyć się samemu. Z takiego założenia też wychodzą wykładowcy, którzy często najpierw robią zaliczenie, a potem jakiś swój wykład. Lepiej też nie zadawać pytań, bo różnie może się to skończyć. Niby nie ma głupich pytań, ale za to przecież są głupi studenci, którzy te pytania zadają. Jeśli chodzi o bibliotekę, to zapomnij, że uda Ci się wypożyczyć jakąś książkę. Zazwyczaj jest kilka egzemplarzy na 300-400 studentów. W czytelni panie o skamieniałych twarzach prześwietlą Cię wzrokiem, czy przypadkiem nie masz w kieszeni batonika i próbujesz go przemycić, żeby spędzić 5 godzin nad jedynym najnowszym egzemplarzem książki wymaganej na zajęciach. Konferencja studencka, czyli SIMC to kwintesencja ŚUMu: w komisjach wykładowcy czekający na twoje potknięcie, wzajemne wpisywanie się do prac, których nawet nie przeczytałeś i na koniec wręczenie nagród, gdzie cały czas nagradzane są te same osoby. Później to one dostaną stypendium rektora, które jest 2 razy wyższe od stypendium socjalnego (ok. 1200 vs. ok. 600 zł). Ta kwota została wywalczona przez elitę, jaką jest samorząd STN (organizatorzy SIMC). Nie dziękuj. Koła naukowe to skomplikowana instytucja, a właściwie to nie, działa na takich samych zasadach jak wszystkie szpitale kliniczne, czyli na zasadzie monarchii absolutnej. Na szycie jest profesor, władca katedry, władca oddziału. Potem docenci, doktorzy, a gdzieś tam daleko studenci. Władza decyduje o tym czy możesz pisać pracę i na jaki temat (chociaż czasem jest możliwość zaproponowania własnego, zależy od katedry). Jak już ją napiszesz, to w publikacji twoje nazwisko będzie może trzecie - po kierowniku katedry i opiekunie koła. Ale to Cię tak nie razi przecież, przynajmniej nikt na kole Cię nie poniża jak na co dzień na zajęciach. Całe studia zafundują Ci taką traumę, że albo zostaniesz podobnym do swoich wykładowców psychopatą, który gardzi innymi ludźmi (kto z nas nigdy nie był u takiego lekarza?), będziesz musiał przez kilka lat chodzić na terapię (w sumie to możesz już zacząć zbierać pieniądze) albo - jeśli jesteś bardzo mało wrażliwym człowiekiem, będziesz chciał tylko jak najszybciej skończyć tą uczelnię, żeby potem zapomnieć o wszystkich tych absurdach.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Atmosfera jest trudna do wytrzymania, nawet ludzie o stalowych nerwach dochodzą tutaj do szczytów swojej frustracji. Wielu moich znajomych dostało na tych studiach nerwicy i depresji. Niektórych absurdów systemu, jakim jest ŚUM nawet nie da się opisać. Znaleźć tu można różne formy mobbingu: nękanie, ograniczenie możliwości wypowiadania się, nieuzasadnione krytykowanie łącznie z używaniem wulgaryzmów wobec studentów (tu cytaty: "co ty tu k***a robisz?", "chyba cię popier*****o"), wyśmiewanie, a także zadawanie do nauki ogromnych ilości wiedzy, bez podawania szczegółów zaliczenia, egzaminy z najrzadszych chorób i najmniej istotnych wiadomości, zaliczenie zależne od nastroju prowadzącego (bardzo częsta przypadłość). Jeśli chodzi o atmosferę w grupie, to zazwyczaj zaczyna się dobrze, z początku wszyscy są razem w tym bagnie, ale z czasem atmosfera na uczelni przekłada się na kontakty w grupie, ludzie zaczynają odnosić się do siebie z pogardą i wywyższać się. Wyścig szczurów jest taki dosyć ukryty, niby nikt się nie stara, ale teksty typu "nic nie wiem" i "nic się nie uczyłem" zazwyczaj padają z ust, tych, co uczyli się najwięcej (tak jak w liceum).

Jak jest z mieszkaniem?

Ceny mieszkań i wynajmu są stosunkowo wysokie na Ligocie (dzielnica, w której mieści się ŚUM) w porównaniu do centrum Katowic czy innych dzielnic. Standardy też pozostawiają wiele do życzenia, często w przyzwoitej cenie znajdziesz tylko mieszkanie rodem z PRL. Ogólnie też mieszkań jest mniej niż studentów, których co roku na ŚUMie przybywa. Ciężko też o miejsce w akademiku, ale tam przynajmniej ceny nie są wygórowane.

Życie w mieście

Zajęcia w większości są na Ligocie, czasem w okolicach lub w innych miastach. Dojazd autobusem z centrum na Ligotę i z Ligoty w godzinach szczytu (czyt. prawie zawsze) zajmuje od 40 min do godziny. Opłaca się jeździć pociągiem (ok. 10 min z centrum) mimo tego, że na ŚUM ze stacji Ligota jest ok. 25 min piechotą. Raz na pół godziny jeżdżą też autobusy ze stacji. Na Ligocie nie ma zasadniczo nic ciekawego. Są dwie Biedronki, lokalne sklepy, las, szpitale no i ŚUM. Mieszkają tu starsi ludzie i studenci. Jeśli nie boisz się dzików to możesz sobie spacerować po lesie w wolnym czasie. W centrum są różne formy rozrywek dla studentów, ale po zajęciach rzadko komu chce się tam jechać.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

Wiem, że pewnie chcesz zostać lekarzem - swoją drogą zastanów się dobrze, czy chcesz temu poświęcić całe swoje życie, bo tak to jednak będzie wyglądać i to z początku za śmieszne pieniądze. Pewnie nie myślisz o tym mając 19 lat, ale kiedy coraz bliżej Ci do 30, a dalej muszą utrzymywać Cię rodzice, to czujesz pewną frustrację. Jeśli jednak dalej czujesz, że to jest właśnie spełnienie Twoich marzeń, to idź na jakąkolwiek inną uczelnię, dla własnego zdrowia. Wiem, że wizja ŚUMu, którą przedstawiłam nie wygląda kolorowo i chociaż jest to oczywiście moja prywatna opinia, myślę, że nie ma w niej przesady. Po 6 latach straconych na tej uczelni frustracja narasta do takiego stopnia, że mało jest dobrych rzeczy, o których można napisać.

Kierunek lekarski, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia studenta V roku studiów stacjonarnych

1

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Pierwsze dwa lata są tragiczne. Mało czasu na pracę i życie towarzyskie. Zakuwanie - zdawanie - poprawa- zakuwanie... i tak w kółko. Pierwszy rok wydawał się ciężki (u mnie jeszcze mocno cisnęli z biofizy), ale drugi był trzy razy gorszy. Człowiek w piątki miał ochotę wlać w siebie hektolitry alkoholu albo się zabić - na myśl o kolejnym poniedziałku. Od trzeciego roku jest lepiej, mam czas na pracę i na znajomych.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Poziom zajęć to dno, strata czasu. Poza tym gnębienie studentów. Nieliczne katedry traktują studenta jak człowieka.
Zaopatrzenie biblioteki: za mało egzemplarzy na taką liczbę studentów.
Koła i konferencje: tutaj bardzo dobrze jest, mnóstwo kół i możliwości rozwoju, za pracę w kołach można dostać stypendium (niskie - kilka stów miesięcznie, ale zawsze to coś i miło zostać wyróżnionym).
Jeśli chodzi o pracę, to uważam, że nie ma z tym problemu, zwłaszcza na śląsku.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Atmosfera jest tak beznadziejna, że nie dam rady tego opisać słowami. Wykładowcy są chamscy, wymagają bóg wie czego. Wyścigu szczurów nie zauważyłam jakoś szczególnie, ale najgorsze jest to, że pozjeżdżali się ludzie z różnych stron - banany, snoby itd., zatem nie sposób tu nawiązać przyjaźnie. Ja się cieszę, że dzięki covidowi nie muszą widywać tych oszołomów na codzień. Dlatego warto pielęgnować przyjaźnie z pracy, liceum, z osiedla itp. Ja na szczęście wychowałam się na śląsku, więc jestem cały czas blisko przyjaciół, rodziny i mieszkam z chłopakiem - w przeciwnym razie NIGDY BYM TU NIE STUDIOWAŁA.

Jak jest z mieszkaniem?

Mieszkam w miejscu oddalonym od Zabrza o niecałe 15 km - 15 min drogi i miejsce to nie ma związku ze studiami, po prostu mieszkam tu od zawsze, więc w tej kwestii się nie orientuję.

Życie w mieście

Nie znam życia w Zabrzu, znajomi z Zabrza zawsze przyjeżdżali do mojego miasta do pubów/klubów. Wiem jedynie, że tak jak w miastach ościennych są galerie i siłownie. W Katowicach jest bardzo fajne życie zarówno dla fanów siedzenia przy piwku jak i dla tych tańczących, Gliwice też niczego sobie, w Bytomiu kilka klimatycznych pubów w okolicy rynku. Poza tym latem jest gdzie wyskoczyć w plener - mnóstwo lasów, jezior w obrębie 30 km. Ale zaznaczam, że mi jest łatwiej, bo jestem kompletnie niezwiązana z ludźmi z uczelni - mam swoje życie, mnóstwo znajomych w okolicy, rodzinę itp.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

Nigdy bym tu nie studiowała, gdyby nie fakt, ze na śląsku trzymają mnie ludzie i praca i kocham śląsk, nie chciałam się stąd nigdy ruszać, ale uczelnia to dno i wodorosty. Współczuję ludziom, którzy tu przyjechali sami studiować. Także jak nic was innego nie trzyma na śląsku to omijajcie szerokim łukiem. Jednośnie sam śląsk polecam jako późniejsze miejsce zamieszkania - dużo możliwości pracy praktycznie w każdym sektorze, fajna społeczność itp.

Kierunek lekarski, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia studenta I roku studiów stacjonarnych

2

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Uwaga – opinia dotyczy WYDZIAŁU LEKARSKIEGO W KATOWICACH. Przestrzegam przed czytaniem opinii z Zabrza, bo dwa wydziały bardzo się różnią.
Próg zaliczenia ze wszystkiego (nieważne czy zaliczenie, czy egzamin to 65% lub 70%), inne uczelnie: od 50 do 60%.

Nie ma porównania pod względem nauki liceum/studia. To, co było wymagane na maturę z biologii/chemii (miałam 160parę punktów) jest wymagane na przedmiocie „Biologia molekularna”.
Nauka odbywa się przez każdy dzień tygodnia, po kilka godzin, weekendów nie miałam wolnych (raz w miesiącu na dwa dni do domu, uczyłam się w nim).
Wolny czas był tylko w święta. Zdawałam w II-III terminach (mimo ogromnej ilości nauki).
Zdawalność potrafi być na poziomie 0% (układ krążenia z Histologii – nikt nie otrzymał 14 pkt. w grupie 22 osobowej, albo anatomii (sprawdzian praktyczny – szpilki – II termin klatki piersiowej: kilka osób (bodaj 4) na 80.
Tu I terminy są dla superinteligentnych, obrytych osób.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Poziom zajęć: od najniższego (biologia molekularna) tj. zajęcia odbywają się w rytmie: kartkówka, sprawdzenie jej, bawienie się mikroskopem (wielka nuda), prezentacja studenta (trzeba włożyć w nią dużo pracy), 5-10 minut prezentacji prowadzącego (bo to już wiecie, było trzeba to przeczytać na dzisiaj).
Histologia: dużo tłumaczą, pytają się czy rozumiesz, pomagają, anatomia to samo (na 5).

Biblioteka: bardzo dużo książek do wypożyczenia, ogromny minus na czytelnię w środku miasta (30 minut jazdy, co najmniej!), czynna do 19.00 (gdy inne uniwersytety medyczne mają je czynne do 24.00), brak skanerów do książek (są jakieś małe, dobre do skanowania notatek).
Konferencje: niby są, ale nie ma centrum kongresowego (Poznań, Warszawa, Kraków).

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Atmosfera komunizmu i lat 70’-80’. Tylko toalety są wyremontowane i pachnące, sale mają stare krzesła, na tablicach pisze się jeszcze kredą. Sami wykładowcy przyznawali, że odkąd kończyli tę uczelnię, zmieniło się wyposażenie wyłącznie o dodanie rzutnika.
Jeżeli studiowałeś na nowoczesnej uczelni (Gdańsk, Poznań, Warszawa), to będzie płakać.
Ostatnio wyremontowano z zewnątrz budynki na kampusie – Ligocie. We wnętrzu (można spokojnie wejść z ulicy) jest bardzo paskudnie.

Jak jest z mieszkaniem?

Akademiki: dla polskojęzycznych – są tanie (około 400 zł, ceny podane na stronie internetowej), nowo wyremontowane, dość spokojne [pod koniec tygodnia są imprezy, głownie starsze lata lekarskiego i Wydział Nauk o Zdrowiu {które nic nie robią}]. Dla anglojęzycznych są obskurne w środku, ale mają jednoosobowej pokoje i są droższe.
Ceny mieszkań: 800-1200 na pokój jednoosobowy (co na tak zanieczyszczone miasto [po 700% normy zanieczyszczenia w okresie listopad-marzec] jest bardzo wysoką ceną. Moje znajome płaca tyle w Gdańsku. Polecam mieszkanie np. na osiedlu Frańciszkańskim (blisko uczelni, ale drogo [dobry standard]).

Życie w mieście

Centrum miasta jest ładne (Galeria Katowicka, ulica Mariacka, Szkolna, Mickiewicza, SuperSam).
Komunikacja miejska to tragedia (stare tramwaje, mało linii tramwajowych), żadnej linii tramwajowej na kampus Ligocki. Autobusy dość nowe, często jeżdżą, ale stoją w korkach [dojazd z Ligoty do centrum do tragedia, korki są tak ogromne, że lepiej mieć auto od trzeciego roku wzwyż]. Ceny biletów są znośne. Nie ma dojazdów na zajęcia przez pierwsze dwa lata (prócz jednych zajęć w szpitalu na Francuskiej). Wszystkie zajęcia odbywają się na kampusie.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

W Katowicach wylatujesz przez anatomię (nie ma tak lekko, jak w Zabrzu). Od razu radzę zacząć się uczyć praktycznej anatomii [rozpoznawanie struktur], bo nie zdacie „szpilek”, przez co nie podejdziecie do egzaminu. Książki: Anatomia człowieka Tom I - IV - Olgierd Narkiewicz. Szpilki składają się z 20 struktur na każdą część ciała. Egzamin praktyczny: 50 struktur.
Przedmioty:
Biologia molekularna: kolokwiów zaliczeniowych (są dwa w semestrze) nie zdało 37 osób [dane ze strony katedry], pożegnały się z uczelnią w styczniu, lub wzięły warunek [około 3000 zł]. Co tydzień kartkówka, do wyrycia mnóstwo białek, szlaków przekaźnikowych, durnych procesów naprawczych u bakterii. Książki: Genomy Brown oraz Biologia komórki Alberts’a.
Histologia: co tydzień wejściówka, zbierasz punkty. Jeżeli nie zbierzesz wystarczającej ilość, to piszesz poprawę semestru pod koniec maja. Należy znać słowo w słowo wybrany dział Histologia – W. Sawicki. Największy uwalacz na SUM’ie, trudny egzamin praktyczny: do rozpoznania 10 szkiełek na 70kilka [które przerabiane były przez cały rok] + 8 wybranych szczegółów na tych szkiełkach.
Biofizyka - piękny przedmiot, prostudencka katedra, super prowadzący.
Pozostałe przedmioty to pierdoły (prócz pierwszej pomocy i radiologii).

Kierunek lekarski, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia studenta III roku studiów stacjonarnych

4

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Rok I:
- ciut cięższy rok od trzeciego, ale minimalnie
- anatomia i biologia molekularna/genetyka przyjemna - wszyscy zdają, banki siadają często, jak ktoś się uczy to i zdaje w pierwszych terminach - ok. tygodnia nauki wystarczy żeby zdać na coś więcej niż 3,5
- biofizyka - dużo traci się czasu na zajęciach (jak w sumie wszędzie), zaliczenia zależne od prowadzącego, ale do przeżycia (kiedyś za czasów docenta M. była gorzej) - egzamin też raczej z tych łatwiejszych - dużym plusem jest świetna organizacja i klarowność materiału - egzamin zdany w I terminie po 2 dniach nauki
- chemia, czyli najbardziej bezsensowny przedmiot na I roku, niby ma przygotowywać studentów do biochemii, ale prawda jest taka, że NIE MA NIC Z TYM WSPÓLNEGO - tj. trzeba wyryć na pamięć rzeczy, do których nie ma się żadnego kontekstu, a przez to nauka wygląda podobnie jak kucie na histologię, choć jest łatwiej (mniej materiału)
- histologia to jakiś nieśmieszny żart, podejście do studenta na "wyjebce", ilość zbędnej nauki aż kole po oczach, zaliczenia w stylu "albo wiesz prawie wszystko albo idziesz na drugi termin" (choć zależne od prowadzącego, bo niektórzy pytają o kompletne ogólniki - patrz prof. G. i prof. W., a inni każą cytować książkę z każdym przecinkiem - prawie każdy z tytułem dr), wykłady bezsensowne, bo wielki pan profesurz W. bawi się w kardiologa i fizjologa, choć po drugim roku i kursie fizjologii muszę powiedzieć, że owy kozaczek jest aż zabawnie niedoedukowany, a jego wiedza z zakresu fizjologii jest na poziomie ratownictwa medycznego, przy czym twierdzi, że - uwaga, cytat - "jestem jedynym immunohistochemikiem w Polsce i to co ja tu robię, to robi cały ośrodek w Niemczech, a ja tu sam to robię", a także mówi, że jest kardiologiem, choć ma tylko I stopień z chorób wewnętrznych - do tego jest bardzo nieprzyjemny, pyskaty, zaczepny i uważa się za boga medycyny, a jego wykłady są żałośnie przygotowane i często można usłyszeć "ja w sumie nie wiem co mam wam powiedzieć bo robiłem X, a kazali mi poprowadzić wykład" lub "no tam ten, coś te białko, zapomniałem jakie, hmmmm, ale dobra, to nie jest ważne, idziemy dalej". Egzamin nasz był trudny, ale teraz jest światło w tunelu przez zmianę kierownika ćwiczeń (od 2018 roku), przez co egzamin 19' był łatwiejszy - ucząc się regularnie, tworząc 400 stron notatek w wordzie, które przerobiłem, zdałem egzamin na 74% (3,5)
- pozostałe gówno przedmioty - mało nauki raczej, do zdania i bez fajerwerków, choć raczej nudne

Rok 2:
- najgorszy rok w tym tryptyku cierpienia - pożegnałem 25% osób z grupy (głównie przez biochemię)
- biochemia - zajęcia nudne, nauki bardzo dużo, największym minusem jest mała przejrzystość materiału, który trzeba opanować - np. jest 30 stron o temacie X, Y i Z, a pytanie na egzaminie będzie o coś, co było tylko wspomniane i nie było rozwinięte, ale skoro było to coś wspomniane, to przecież powinniśmy poszukać o tym informacji w innej literaturze, np. z kardiologii lub hematologii, bo przecież to biochemia, prawda? Mój rok miał jeszcze system punktowy z ćwiczeń, seminariów i zaliczeń zbiorczych, więc nie dostawało się oceny a punkty BEZ MOŻLIWOŚCI POPRAWY (max 100 na semestr, a 60 żeby zaliczyć semestr). Seminaria nasze były wysoko punktowane, dlatego trzeba było regularnie się uczyć na nie - od 2019 roku nie ma punktów, a są oceny, a waga ocen z seminarium jest znikoma, dlatego już nie trzeba się na nie uczyć, tj. jest już łatwiej jeśli chodzi o tą formę zaliczeń, ale testy zbiorcze nadal są jakąś kpiną ze studentów - np. w 2019 roku zdawalność I terminu z I testu zbiorczego to 10-20% - ale jest teraz możliwość poprawy. :))). Egzamin jak zbiorcze, ciężki (bo np. pytają o samą klinikę i zmiany biochemiczne, choć tego w podręczniku nie ma lub jest tylko ciut wspomniane - tj. z podręcznikiem w dłoni i wykładami NIE DAŁO SIĘ ODPOWIEDZIEĆ NA NIEKTÓRE PYTANIA), po 3 tygodniach nauki egzamin zdany na 3,5 (zdawalność roku - 40%), kolejne terminy podobnie trudne lub ciut łatwiejsze. Katedra kompletnie nieprzyjazna studentowi, jak ktoś przyszedł sprawdzić swoją pracę to spotykał się z odpowiedzią "lepiej dla pana/pani, ażebyśmy tej pracy nie pokazywali teraz, bo będzie gorzej", a wykłady to ściana tekstu przepisanego z podręczników. W czasie semestru są dwie zbiorcze (od 19' można je poprawiać, są 2 terminy poprawkowe) - nie zda się przynajmniej jednej to idzie się na rozbuja z semestru, nie zda się go? Jest poprawa pod koniec roku, jak się nie zda to powtarza się rok i przedmiot. Komisyjny egzamin wszyscy uwalili, bo tak zdecydowała pani prof. B. jeszcze zanim się owy komis zaczął
- immunologia - zajęcia nudne, zaliczenia raczej łatwe, jeden z przyjemniejszych przedmiotów na II roku, banki raczej siadają, egzamin do zdania, większość prowadzących jest spoko, ale niektórzy są równie mili jak prof. B. z biochemii
- fizjologia - królowa II roku, nauki bardzo dużo, banki czasem siadają, a czasem nie, seminaria na 5 pytań, max 5 punktów, żeby zdać trzeba mieć 3 pkt, lepiej napisać cokolwiek niż nie napisać nic, WARTO SIĘ KŁÓCIĆ O PUNKTY - szczególnie u dr K. i dr G. (kilka razy uratowało mi to dupę, raz nawet z 1,5 pkt wybrnąłem na 3,5 pkt! U innych prowadzących gorzej, np. prof. J. i dr S. u nich z 2,5 pkt ciężko wyjść na 3 pkt, ale zdarza się), jeśli nie ma się czasu na naukę, to lepiej przeczytać temat ze zrozumieniem niż kuć na pamięć wszystko, katedra dobrze zorganizowana (jak biofizyka z I roku lub i lepiej), wykłady też dobrze zrobione, czytelnie, rzeczowo. Egzamin: I termin średni, II termin piekło, III termin łatwy - analogicznie jest z seminariami (ciężkość i ilość podejść) - przeważnie, bo pan profesor ma ulubione tematy i z nich III terminy niekoniecznie są łatwe (np. krążenie). I termin egzaminu zdała 1/3 roku (1/2 miała dopuszczenie), II termin egzaminu zdało 15% zdających przy progu 55%, a III termin praktycznie wszyscy - 95%+. Komis do zdania - zdawalność 60% zdających
- diagnostyka laboratoryjna - wszyscy zdają, robią nawet 5 terminów egzaminu, przedmiot prowadzi katedra biologii molekularnej, więc jest całkiem przyjemne, choć można tu spotkać seksizm w najczystszej postaci - na zajęciach ustnie pytani są tylko faceci, ale raczej bez konsekwencji. Testy do zdania (5 pytań ABCD/E z reguły z danego tematu)
- inne gówno przedmioty - raczej spoko, raczej mało nauki

Rok 3:
- mikrobiologia - taka łatwiejsza biochemia - pytania z dupy i równie ważne dla przyszłego lekarza, choć katedra milsza, podejście "musicie pamiętać, że w 5-10% pytań są błędy, więc musicie napisać tak, żeby mieć zapas punktów" - i pogadane. Wykłady raczej mało konkretne, jednak nadal nie tak beznadziejne jak w przypadku biochemii. Niby to ta sama katedra, która prowadzi immunologię na 2 roku, ale jednak dużo więcej wymagają. Prowadzący różni, dr S. jest złoty, reszta od średnio przyjaznych po dziwiaków, którzy będą wmawiać, że się czegoś nie powiedziało, choć się powiedziało. Zaliczenia ustne na każdych zajęciach, co trzecie zajęcia zaliczenie pisemne. Ciężkość ustnych - zależy od prowadzącego, a zbiorcze średnie lub raczej jedne z tych cięższych.
- farmakologia - bardzo przyjemna katedra, prostudencka, jasno określone czego się uczyć, wykłady całkiem dobre, jest kilku świrusów na katedrze, ale jednak większość jest mega w porządku - i nawet świrusy nie robią problemów z poprawami, więc jest to raczej przyjemny przedmiot - zaliczenia ustne lub pisemne, w zależności od prowadzącego, kierowniczka katedry jest przekochana
- patofizjologia - najnudniejsze zajęcia na świecie, 5-7 h siedzenia w ławce, zaliczenia raczej łatwe, katedra ma wywalone
- patomorfologia - ciekawsze zajęcia niż patofizjo, katedra bardzo prostudencka, zaliczenia łatwe
- chirurgia - katedra ma wywalone, zajęcia nudne a czasem nie, prawie wszyscy zdają, poprawy to koszmar (bo katedra ma wywalone, dlatego można czekać nawet 5 h na to, aż dohtur zejdzie kazać nam napisać testy z chirurgii z LEPu) - jak się ktoś odzywa na zajęciach to dostaje zal i tyle, aktywnym grupom z reguły zaliczenie bloku jest darowane. Najciekawiej jest w przychodni, na oddziale nuda, na bloku nudna i seksizm, albo pokazy anestezjologia imieniem Zbysiu, który jest największym cwaniaczkiem, jakiego spotkacie do 3 roku, a pewnie i później - uwielbia udowadniać studentom, że gówno potrafią, zadaje pytania z geografii, a potem wychwala akupunkturę i "medycynę staropolską/chińską" - prawdziwa komedia. Chirurdzy na bloku zawsze pytają o anatomię, zawsze.
- interna - katedra ma wywalone, czasem trzeba jechać do Kato, żeby pocałować klamkę w szpitalu na Ligocie, albo posłuchać o tym, że w sumie to nauka jest ważna - zaliczenie do zdania
- pediatria - zajęcia najciekawsze, widać, że zależy katedrze, lekarze chodzą i pokazują bombelki, omawia się przypadki itp., zaliczenie przez test
- inne gówno przedmioty - jak zwykle, nudne, do zdania i bez szału

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Zajęcia różne, choć raczej ma się poczucie straty czasu, kół naukowych wiele, każdy coś znajdzie dla siebie, raczej jest dobrze z tym na ŚUMie.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Doktor Kłosok z katedry fizjologii jest najcudowniejszym człowiekiem do 2 roku jakiego spotkacie, naprawdę się stara i wysyła z chęcią materiały, z pozostałymi różnie bywa.

Jak jest z mieszkaniem?

Tanie: w średnim i wysokim standardzie na Helence za pokój: 500-650 zł, w centrum 600-900 zł.

Życie w mieście

Nic, dojazdy spoko, w centrum jest dużo siłowni i galerii, ale poza tym to cisza. Plusem jest pociąg do Kato (15-20 min) i Wrocławia (ok. 1 h)

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

Pierwsze lata nie są zbyt przyjemne, dziekanat jest kompletnie nieogarnięty, dziekan jest anty studencki, jak i większość katedr - z wyjątkiem Biologii Molekularnej, Patomorfologii i Anatomii. Spotkacie się z seksizmem (w obie strony), nieprzespanymi nocami i snami, w których będziecie widzieć drogę zewnątrzpochodną krzepnięcia krwi, miny studentów są raczej smutne i w stylu "chcę umrzeć, WTF, jak mogli o to zapytać?!".

Położnictwo, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia absolwenta studiów stacjonarnych

1

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Pierwszy rok? Może z wiedzy, którą trzeba wyryć na pamięć żeby zdać chociaż na tróję, przyda się w zawodzie 1/4 z tego. Ten pierwszy rok nauki polega nie na przygotowaniu do zawodu a na obrzydzeniu studentom nauki i wypier...enia ich ze studiów. Od rana do wieczora na uczelni. Jakieś bezsensowne przedmioty i wykłady, na których trzeba być bo inaczej nie zdasz. Praktyki zawodowe po pierwszym semestrze - nic nie możesz zrobić na oddziale (oprócz słania łóżka i może zmierzenia parametrów u pacjentki), gdyż po prostu nie nauczyli cię niczego innego. Wiec po jakiego grzyba trzeba odwalić 80h praktyk po pierwszym semestrze - nie wiem.
Drugi rok - kłucie na pamięć "Bręborowicza" - to akurat dobrze, w końcu odpowiednia wiedza przystosowana do zawodu. Na praktykach z uczelni nic się nie nauczysz (oprócz znieczulicy względem nieszanujących cię nauczycieli, którzy uwielbiają gnębić studenta na każdym kroku), gdyż grupy przychodzące na praktyki są zbyt duże i w większości szpitali po prostu siedzi się na tyłku, bo nie ma co robić i czeka się do 14:35 żeby pójść do domu.
Trzeci rok - praktykowanie wiedzy z drugiego roku plus użeranie się z promotorami przy pisaniu pracy licencjackiej. Zdasz egzamin, obronisz tytuł licencjata - wreszcie, po trzech latach, odetchniesz z ulgą.
Udało się, jesteś położną!
Magisterka tutaj to czysta formalność, parę zajęć miesięcznie, oczywiście jakieś bezsensowne przedmioty (w tym wf - OBOWIĄZKOWY!). Na czwartym i piątym roku już tutaj nic nie może zdziwić człowieka, nieogarnięcie całego personelu już lata koło nosa, bo w końcu przeżyłeś te trzy lata licencjatu. Nic już cię nie dziwi. Nawet bezczelność i niedomówienia tej pani od praktyk :).
Obronisz magistra. Masz tytuł. Masz nerwice. Ale w sumie jesteś z siebie dumny. Bo kuźwa przetrwałeś pięć lat na SUMie.
Amen.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Pensje podnieśli - bycie położną się opłaca. Tym bardziej, że brakuje personelu medycznego.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Atmosfera na uczelni? Hahahaha
(patrz odpowiedź na pytanie "jak wygląda nauka na pierwszym roku?" - odpowiedz sobie sam)

Jak jest z mieszkaniem?

Ceny wynajmu mieszkań w Katowicach poszły tak w górę, że jeśli chcesz zostać w mieście na dłużej niż okres studiów, to lepiej weź kredyt i kup mieszkanie. Miesięczna rata kredytu = miesięczna kwota wynajmu mieszkania.

Życie w mieście

Katowice to miasto o wielkich możliwościach. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

Na SUM nie idźcie, nie warto. Na położnictwo owszem - ale nie tu.

Kierunek lekarski, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia studenta III roku studiów stacjonarnych

1

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Pierwszy rok może się początkującym studentom wydać trudny, z małą ilością czasu, przeładowany informacjami, ale kiedy jesteś na drugim nagle zmieniasz definicje słowa trudny, nagle okazuje się, że wkuwanie po 12h dziennie nie robi na Tobie wrażenia, i że znowu się nie wyśpisz. Ale po kolei.
Anatomia to jedyny przedmiot który jest tutaj spoko. Trudno jest jej nie zaliczyć. Uczysz się praktycznie ile chcesz, po prostu jeżeli uczysz się mało, to na Twoje szóste podejście do anatomii kości czaszki prowadzący machnie ręką i wpisze ZAL. Na szpilki dostajesz zdjęcia jakich struktur masz się nauczyć, nikt nikomu nie robi pod górkę. Sale są ładne, preparaty różne ale spokojnie można wszystkiego się na nich nauczyć. I tutaj miłe chwile w tym cudownym miejscu się kończą.
Histologia - co tydzień (w drugim semestrze czasem co dwa) wkuwasz skrypt uczelniany słowo w słowo, im szybciej recytujesz tym lepiej jak za wolno no to nie zdajesz, co z tego że umiesz. Teraz już drugi rok jest podręcznik, ale klimat pozostał taki sam. Więc teraz trzeba umieć i książkę i skrypt. Biologia molekularna jest w miarę okej, chociaż jak zwykle będą was straszyć i się z was śmiać. O chemii tez długo nie zapomnicie, mieli ją wycofać, ale byłoby zbyt nudno, wiec czeka was wrycie na pamięć 200 stron skryptu z zaawansowanej chemii organicznej. Wejściówki, ćwiczenia (na których nie wiesz co się wogóle odstawia, bo prowadzący tak jak to jest przyjęte znika sobie na godzinkę w kantorku) potem kolosy, poprawy tych kolosów itd. Na biofizie odstawia się jakiś cyrk, ćwiczenia na aparaturze przedwojennej chyba, czysto fizyczne, pozbawione powiązania z medycyną. Co tydzień kilkanaście stron skryptu na pamieć.
Na drugim roku rozpoczyna się nowa forma studiowania, gdzie prowadzący przestaje być potrzebny. Wchodzisz piszesz kolosa, 2 prezki przedstawiają Twoi znajomi i wychodzisz. Dosłownie w ten sposób (masz jeszcze 40 min przerwy, żeby zajęcia trwały tyle co mają trwać) tak wyglądają immuny. Ale prawdziwy dramat to fizjologia i biochemia.
Cały rok chodzisz mając z tyłu głowy, że jeżeli odpuścisz sobie choć jeden raz i wpadniesz w wir popraw możesz zostać jedną z 50 osób powtarzających rok. Pan Profesor z fizjologii będzie Cię uspokajał, będzie do was mówił że on chce jak najlepiej, że egzaminy i zaliczenia są bardzo łatwe, wystarczy nauczyć się podanej literatury. Na seminarium (trwa 25 min) które się powinno nazywać raczej egzaminarium dostajesz kartkę 5 pytań otwartych i nie napisz jednego słowa to pytanko nie zaliczone. 2 termin trudniejszy, 3 jeszcze gorszy. Pytania spoza zakresu stron-na 2 terminie to jest normalka. Ćwiczenia z fizjologii trwają 20 minut, ale nie dla Ciebie, dla większości asystentów. Ty siedzisz i gnijesz 2h , no ćwicz sobie ćwicz, a przecież spałeś 5h. Biochemia jest prowadzona w nieco lepszy sposób, seminaria mają normalny charakter, takie odpytywanie w grupie każdy coś mówi i dostajecie pkt jak was polubi asystent a jak nie to macie problem. Ale na ćwiczeniach znowu prowadzący znika, ty coś wlewasz do czegoś i wychodzi niebieski- jest okej. Piszesz kartkówke już sam nie wiesz o czym bo jest tak szczegółowa. Wychodzisz i idziesz na prezentologie, bo raz w tygodniu musisz zrobić prezentacje np o finansowaniu ochrony zdrowia w Polsce. Robisz ja byle jak bo nie masz czasu miedzy biochemią, fizjologią i immunami. Na zajęciach asystent siedzi i słucha waszych prezentacji, a jak mu się nie spodoba i dostaniesz 4, to piszesz zaliczenie z przedmiotu epidemiologia, albo zdrowie publiczne. Jest taka Pani która dla zabawy daje wszystkim 4.
A jak z egzaminami? Zdawalność jest bardzo niska ciężko znaleźć studenta, który miałby wakacje (kilkanaście osób)
Przedtermin po 2 roku arcytrudny do wywalczenia? Arcytrudny to on jest do zdania-jest to zerowa nagroda za ciężką pracę.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Możliwości rozwoju są i to nawet duże, zdarzają się nawet chętni asystenci do poprowadzenia kogoś na kole naukowym, ale kompletnie nie ma to czasu. Musisz uczyć się na kolejną wejściówke/klolosa a jak zdarzy się wolny wieczór to padasz i śpisz.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Atmosfera jest groźna. W powietrzu czuć nadciągające zagrożenie nawet jak jest wolne więc nie odetchniesz z ulgą. Prowadzący bywają mili, ale większość z nich będzie się na was wyżywać, i będzie po prostu bezwzględna. Zdarzają się psychopaci, przez których ludzie leczą się psychiatrycznie.

Jak jest z mieszkaniem?

Ceny mieszkań przy kampusie w rokitnicy są spoko od 500 zł można wynająć pokój w mieszkaniu. Od 3 roku gorzej w centrum jest niższy standard. Byle jaki pokój w mieszkaniu 700 zł.

Życie w mieście

Nie zauważyłem żadnego miasta, chyba że chodzi o Zabrze. Jeśli tak to jest to umierające skupisko bloków i kamienic w pobliżu wygasłych kopalni. Wygląda jak najgorsza dzielnica Twojego miasta. Mieszka tu totalny margines społeczny. Nie licz na nic, bo nic tu nie ma poza Twoją wymarzoną uczelnią, która świetnie zorganizuje Ci czas.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

Jest mi niezmiernie przykro, że te studia przybrały formę: uczysz się w domu, przychodzisz piszesz, prezentujesz prezentacje, wychodzisz. W takiej sytuacji każdy emeryt, który ma mnóstwo czasu mógłby umieć medycynę tak jak my. Zero wykładów, prelekcji, cała wiedza to ta pozyskana nad książką w domu w samotności.

Kierunek lekarski, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia studenta III roku studiów stacjonarnych

1

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Pierwszy rok jest preludium do roku drugiego. Na anatomii zależy jaki trafi się prowadzący. W większości asystenci są ludzcy i koniec końców każdy anatomie zda. Wykłady i prelekcje na anatomii są na dobrym poziomie. Preparatów wystarcza dla każdego. Histologia to już inna historia. Legenda głosi że w Zabrzu wykłada najlepszy histolog w Polsce, jednak na katedrze panuje nieład w pełnym tego słowa znaczeniu. Oznacza to że piszesz pracę, która znika i musisz ją pisać po raz kolejny. Obowiązujący skrypt uczelnianych z błędami ortograficznymi śpiewasz na pamięć, a i tak nie zdajesz przez jedno opuszczone zdanie. Na histologii poziom zajęć to totalne dno. Na 4 gr ćwiczeniowe i 4 asystentów w sali znajdują się..... 4 gr ćwiczeniowe i całe 0 asystenta, więc nie masz pojęcia co właśnie oglądasz pod mikroskopem (a szkiełka na egzaminie nie mają litości). Prelekcji zero.

Drugi rok to hit. Fizjologia, piękna nauka, zostanie Ci obrzydzona do granic możliwości przez niejakiego Pana J, kierownika katedry, niezdjagnozowanego psychopatę. W roku jest 9 seminarek, które piszesz- 5 pytań - 5 punktów, od 3 się zdaje. Konturek i Ganong na pamięć. Za jeden mały błąd lub brak słowa w pytaniu 0,5, za brak zdania 0 punktów. Nie zdałeś? Nic nie szkodzi, bo "pytania na 2 terminie seminariów proste". Ups, nie zdałeś 2 terminu. Spokojnie jest 3. Jeżeli nie zdasz jednego 3 terminu z 9 semek powtarzasz rok. Zdałeś wszystkie semki? Zapraszamy na 3 egzaminy: teoria praktyki w tym roku zdawalność w pierwszym terminie 80/250 osób. Później egzamin praktyczny i egzamin z teorii czyli Kontur, Ganong i wykłady. W tym roku w pierwszym terminie zdało 40 osób, w drugim około 30, więc większość miała przyjemność zagościć na 3 terminie. Nie chodzi o ilość nauki, tylko o stres który towarzyszy Ci cały rok. Naprawdę można skończyć medycynę bez tego i umieć to samo, albo i więcej. Na biochemii ćw oceniane na 1 punkt i seminaria na max 3 punkty co tydzień. Żeby zdać semestr musisz mieć 60 punktów na 100. Seminaria to odpytywanie Ciebie i wstawianie punktów według subiektywnej oceny prowadzącego. Są dwie zbiorcze w semestrze, każda po 30 punktów. Wykłady na platformie eleariningowej, więc zapomnij że ktoś Ci coś wytłumaczy. Egzamin wydaje się być z kosmosu, chociaż w czerwcu recytujesz już Harpera i Bańkowskiego. Najlepszy przedmiot na 2 roku - prezentologia. W tym całym bałaganie co tydzień Ty i każdy z Twojej gr robi prezentacje na epidemiologie. Zdanie to formalność, ale ogólnie uczelnie ogarnęła bardzo groźna Choroba i postępuje szybko, a nazywa się PREZENTACJE STUDENTÓW. Na 3 roku również to obowiązuje, chociażby na farmie. Gdybym nie skończyła wcześniej innych studiów myślałabym, że taka bylejakość jest wszędzie, ale nie jest. Za to na sum zaangażowanie ze strony prowadzących nie istnieje. Ćwiczenia służą do od pytania Ciebie i do prezentowania przez Ciebie prezentacji. Poziom nauczania zatrważająco niski. Prowadzącym się po prostu nie chce, nie wymagają nic od siebie, od Ciebie za to gwiazdki z nieba. Najlepiej niech student przyjdzie, zrobi prezke, powie co umie i do widzenia. Równie dobrze zamiast pracowników naukowych zajęcia mogłaby prowadzić Pani woźna- weszłaby, rozdała testy, posłuchała co tam studenci wymyślili i tyle. Podsumowując: zero wykładów, zero prelekcji, zero zaangażowania ze strony naukowców, z zajęć nie da się wynieść żadnej wiedzy, nie poszłabym tu drugi raz.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Poziom zajęć - dno, brak zaangażowania kadry naukowej, wychodzą z zajęć, brak prelekcji prowadzącego, brak wykładów.
Zaopatrzenie biblioteki - słabe, mało książek i bardzo długa kolejka do wypożyczenia.
Koła naukowe istnieją, ale można się nimi zainteresować po drugim roku, ponieważ na 2 roku nie ma czasu obciąć paznokci, a co dopiero pisać pracę naukowe.
Możliwość rozwoju i pracy na Śląsku wydaje się być dobra, jest dużo szpitali i klinik.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Podejście wykładowców i asystentów jak wyżej, czyli nic od siebie nie wymagają, od studentów bardzo dużo.
Atmosfera na 2 roku jest straszna. Wiele ludzi ma problemy psychiczne, bo uczelnia ich niszczy. Uważam że da się skończyć medycynę w innym mieście bez przechodzenia przez to.
Relacje między studentami bardzo dobre, wyścigu szczurów nie ma, bo ciężko tu dożyć następnego tygodnia.

Jak jest z mieszkaniem?

Mieszkania przy kampusie są w cenach adekwatnych do jakości. W centrum Zabrza, (trzeba się przeprowadzić po 2 roku, bo zaczynają się zajęcia w szpitalach) cena nie idzie w parze z jakością. Za 700-750 zł można wynająć mieszkanie w stylu lat 90.

Życie w mieście

Nie ma gdzie wyjść. Nie jest to miasto studenckie. Imprezy lub wyjście na piwo- najczęściej w domu lub w Kato, Gliwicach. Dojazdy na zajęcia od 3 roku to tragedia. Zaczynają się zajęcia w Bytomiu, Sosnowcu, Katowicach i w centrum Zabrza, a niektóre są nadal na kampusie. Jeżeli tu przyjdziesz czeka Cię wycieczka po Śląsku.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

Nie polecam tej uczelni, ponieważ poziom nauczania jest bardzo niski w porównaniu z wymaganą od studenta wiedzą. Poza tym atmosfera nie sprzyja zachowaniu zdrowia psychicznego. Jeżeli macie wybór, nie idzie tu.

Kierunek lekarski, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia studenta III roku studiów stacjonarnych

1

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Pierwszy rok tutaj nazywa się histologia, uczysz się na pamięć dosłownie recytować słowo w słowo, po kilkadziesiąt całych stron a4, na cotygodniowe wejściówki, a jeśli nie recytujesz, to nie zdajesz. Ale histologia to tylko preludium do mordoru, jaki zaczyna się tu na drugim roku zwanym "jochemią". Z biochemii zbierasz punkty, żeby zaliczyć semestr, a jak masz za mało to rozbój. Oczywiście 2/3 asystentów, nie daje studentom pkt adekwatnych do ich wiedzy, ja miałam takiego, co zwasze dawał mi 0pkt "bo tak", choć byłam nauczona i doszło do tego, że musiałam przy nadarzającej się okazji, desperacko dopisywać sobie sama odpowiednio dużo pkt w mojej karcie, bo wylądowałabym na rozbójach z obu semestrów, choć się sumiennie uczyłam. Ale skoro nic nie umiałam z biochemii (według tego pana) to ciekawe czemu zdałam egzamin w pierwszym terminie!? (który swoją drogą prosty nie był). Drugi, jeszcze większy cyrk to fizjologia, prowadzona przez najbardziej uczonego profesora lekarza, który jednocześnie jest największym psychopatą wydziału. Piszesz otwarte kolokwia ucząc się z dwóch obowiązujących 800-str książek. Mimo nauczenia, ciągle dostajesz dwóję. Idziesz na wgląd i widzisz, że masz napisane dobrze i powinieneś zdać, ale ktoś źle policzył ci punkty, albo dał 0pkt za dobrą odpowiedź "bo tak", albo nawet jej nie przeczytał. I tak za każdym razem. Musisz im potem udowadniać, z Konturkiem w ręce, że masz dobrze. Absurd. A niezdaj choć 1 kolosa, to poprawiasz rok, czyli chodzisz cały rok od nowa tylko na fizjo i nie przechodzisz na wyższy rok, nawet jak zadsz wszystkie inne przedmioty. Zapraszam. Zdawalność fizjologii dramatyczna na każdym etapie- ok 30 osób pan profesor oblewa już w trakcie roku na kolosach, pierwszy termin z działu "pobudliwość i mięśnie" zdało parę osób na cały rok, ponad 50% roku nie miało dopuszczenia do pierwszego terminu egzaminu, a wśród wybrańców dopuszczonych, zdała w pierwszym garstka. W drugim zdało 20os na 180, pytania na egzaminach z fizjo często nie mają w rzeczywistości poprawnej odpowiedzi albo mają dwie poprawne, w zależności od książki, są tak szczegółowe, że potrafią pytać o każdą najmniej istotną wartość liczbową czy bzdurę. Inne przedmioty na pozór "niegroźne" również szybko okazują się cichą wodą, jak np. chemia ma 1 roku, gdzie ludzie do czerwca ją zdawali, choć kończyła się w semestrze zimowym, albo kultowa diagnostyka z 2 roku, gdzie za 1 całą niezdaną wejściówkę od razu masz rozbója, a za częściowo niezdaną- idziesz na poprawę do sędziwej szefowej katedry, która faworyzuje chłopców i zalicza im "ot tak" za bycie chłopcem, a nie za wiedzę, zaś dziewczyny tendencyjnie uwala na rozbója, z satysfakcją dobijając tak trudnymi pytaniami, że nie ruszysz. O pięciu podejściach, zanim zaliczyłam z innymi ten przedmiot lepiej nie opowiadać. Jedyny plus Zabrza to anatomia, nikt tu cię nie skrzywdzi, prawie nic się z niej nie uczysz i jeszcze dodadzą ci pkt na egzaminie, żebyś zdał (i tak oto z zerową wiedzą zdałam ją na 3,5:) Ale to niestety jedyny wyjątek na tej uczelni, nie rekompensujący tego zła, co robią ci na wszystkich innych przedmiotach.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Nie wiem jak wyżej, ale na dwóch pierwszych latach uczelnia nie daje żadnych możliwości rozwoju. Wręcz przeciwnie- robi wszystko by zniechęcić do tych studiów i pozbyć się jak najwięcej osób, na każdym przedmiocie jakim tylko się da. Erasmus? Nie wiem jakie trzeba mieć układy na tej uczelni, żeby się załapać. Biblioteka i czytelnia? Nie idź tam, bo się przestraszysz. Stołówka? Chcesz rewolucji żołądkowo-jelitowej, to zapraszam. Dziekanat? Jedziesz 15km od uczelni. Opcje na czas wolny? Osiedlowy sklep spożywczo-monopolowy. Prośba o obniżenie progu egzaminu do prodziekan, bo prawie nikt nie zda? Nie ma mowy i to według uczelni "chamskie wymuszanie decyzji". Pan dziekan? Ponoć istnieje, ale dziekanat to miejsce, w którym na pewno go nie spotkasz. Zależność: uczysz się=zdajesz? Dobry żart, raczej: masz szczęście w strzelaniu=prędzej zdasz, niż ktoś kto się uczył. Przedtermin za ciężką, solidną naukę za cały rok? Zapomnij. Ale rozbój lub poprawa roku za jedno potknięcie- jak najbardziej. Studiujesz w Zabrzu? Ale zajęcia masz w innych miastach (Kato, Bytom, Gliwice, Sosnowiec). Dojazd na zajęcia komunikacją miejską? Pozdrawiam w szukaniu połączenia komunikacji miejskiej do różnych części województwa śląskiego, majac 1h na przejazd z punktu A na zajęcia 50km dalej w punkcie B.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Kierownik katedry histologii otwarcie używa w stosunku do studentów słów powszechnie uważanych za wulgaryzmy, a już na pewno za obraźliwe, a katedra daje mu na to wszechobecne przyzwolenie. Inni prowadzący na każdym kroku pokazują ci, że jesteś nikim, nic nie umiesz, wyżywają na studentach swoje frustracje, robią tak zaliczenia, aby jak najwięcej osób nie zdało, każdy kolejny termin poprawy (o ile istnieje) jest coraz trudniejszy, od wcześniejszego. Między studentami relacje w porządku, bo wszyscy jesteśmy w tym samym bagnie. Wyścigu szczurów nie ma, bo tu jest problem cokolwiek w ogóle zdać, a co dopiero myśleć o wysokich ocenach czy stypendium.

Życie w mieście

Osobiście "miastem" bym Zabrza nie nazwała, raczej "pseudo miastem". Przez 2 pierwsze lata żyjesz koło kampusu, na osiedlu w środku lasu i pól uprawnych, gdzie są dwa głównie sklepy spożywcze na krzyż i dosłownie nic poza (nie licz tu na alternatywne miejsca do wyjść ze znajomymi). Trawnika nie uświadczysz, bo wszystko dookoła jest zryte przez stada wszechobecnych dzików, które dosłownie ryją i kwiczą ci w dzień pod oknem bloku (bądź gotów na szarżę loch z młodymi w twoją stronę gdy wyjdziesz). Okolica bardzo niebezpieczna, nie tylko przez dziki, ale też zamieszkujący tu licznie margines społeczny. Jeśli nie jest to konieczne, to lepiej nie wychodzić samemu po zmroku, zwłaszcza jak jest się dziewczyną. Architektura Zabrza jest paskudna, rozsypująca się, a budynki uczelni nocą, spokojnie nadawałyby się na kręcenie horrorów, zarówno w środku jak i na zewnątrz (choć w sumie nie trzeba nocy, bo horror to studenci mają w nich dzięki prowadzącym każdego dnia).

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

Nie idźcie tu!!! Najgorszy, największy błąd mojego życia. Jak macie jeszcze jakikolwiek wybór innej uczelni medycznej, nawet jak jest na drugim końcu kraju, to bierzecie, zamiast tego obozu!! Śum Zabrze mi (i wielu innym osobom, które nie chcą mówić tego głośno lub zaciskają zęby) zniszczył życie. Po 2 latach tutaj, jestem wrakiem pod względem fizycznym i emocjonalnym. Uczelnia zabiła we mnie chęć studiowania, a momentami wręcz chęć do życia. Nie pojmuję, jak większość asystentów tutaj, potrafi, aż tak niszczyć studentów psychicznie i to z premedytacją. Zawsze bardzo dobrze i dużo się uczyłam, tu praktycznie nie odchodziłam od książek, zero życia poza, a i tak miałam tu problem dosłownie ze wszystkim. Nigdy nie dostałam oceny wyższej niż 3 z egzaminu, a zdanie jakiegoś egzaminu w pierwszym terminie, to w Zabrzu marzenie ściętej głowy. Poziom stresu, zabranych nerwów, robienia z nas durnia na każdym kroku i absurdów- przekroczył tu moje najśmielsze wyobrażenia. Tylko dzięki wsparciu rodziny, wytrzymałam to wszystko, co tu się odstawiało na 2 roku. Ale koniec. Mam dosyć tych upokorzeń. Zmieniam uczelnię, bo mnie zajedzie do reszty. Gdybym się nie przeniosła, to i tak nie podjęłabym się kolejnego roku tutaj (choć przeszłam). Dosyć. Można studiować lekarski, ale nie za taką cenę zdrowia, jaką odbiera Zabrze. Jak nie chcecie mi wierzyć, że w Zabrzu jest aż tak źle, to poczytajcie sobie poniższe, wcześniejsze opinie o nim, a potem zastanówcie się czy moja opinia to pojedyńczy przypadek, kogoś kto narzeka, bo sobie tu nie radził, czy może wina uczelni. I poszukajcie drugiej uczelni z tyloma negatywnymi opiniamii. Tylko potem nie miejcie pretensji, jak tu przyjedziecie, że nie wiedzieliście co tu się dzieje.

Kierunek lekarski, Śląski Uniwersytet Medyczny (ŚUM) - opinia studenta II roku studiów stacjonarnych

1

Jak wygląda nauka na pierwszym roku?

Tragicznie, ta uczelnia dała mi jedynie pogorszenie stanu depresji, jest tragicznie, asystenci spoko, ale układający pytania są okropni, a prodziekan nic nie robi. Zdawalność z histo na poziomie 20% a w tym roku na 3 termin z fizjologii idzie 160 os, bo na 2 terminie zdawalność 15%.

Jak oceniasz możliwości rozwoju jakie daje uczelnia i/lub wybrany przez Ciebie kierunek?

Poziom zajęć okropny, nic nie jest przekazywane, brak żadnych zajęć, gdzie by było coś tłumaczone.

Jaka atmosfera panuje na uczelni?

Relacje między studentami są świetne, każdy radzi sobie jak może, asystenci złoto, ale profesorowie nie potrafią czegokolwiek przekazać, a wymagają rzeczy typu "Ciśnienie w odbytnicy podczas aktu defekacji jakie jest maksymalne" not a joke.

Życie w mieście

Miasto spoko, szare, typowo śląskie.

Własne uwagi, spostrzeżenia, wskazówki

Żałuję wyboru, najgorszy wybór w moim życiu, odradzam każdemu kogo spotkam. Jedyne dobre co dostałem od tej uczelni, to to, że w końcu zdecydowałem się iść do psychologa z powodu depresji.

Strony